Strona Andrzeja Sidoruka poświęcona polowaniu oraz wszystkiemu, co jest związane z knieją.

Strona Andrzeja Sidoruka poświęcona polowaniu oraz wszystkiemu, co jest związane z knieją.

P O L O W A N K O

             Strona Andrzeja Sidoruka poświęcona polowaniu oraz wszystkiemu, co jest związane z knieją.

      Tak czy inaczej po powrocie do domu szybciutko pozbierałem potrzebne elementy tj. ubranie, lornetkę, broń, kilka innych gadżetów no i oczywiście amunicję- bez której też zdarzyło mi się kiedyś wyruszyć i nawet dotrzeć do łowiska. W takich przypadkach zasada jest następująca : masz broń i wszystko co trzeba ale nie masz zwierza. Nie masz czegoś ( np .amunicji) i już dojechałeś, chcesz załadować broń a tu pusto- masz pełno zwierza i szczęście jeżeli masz choćby aparat fotograficzny.

      Zawsze jednak można się raczyć wspaniałym widokiem przyrody i niekoniecznie każde polowanie musi zakończyć się strzałem.

            Siedziałem  już na ambonie przy rozległym polu rzepaku. Pole otoczone z trzech stron lasem, moja ambona na górce, widoczność znakomita. Po lewej- na tle- nieba widać jedyną otwartą przestrzeń, która prowadzi na inne pola.

      Pora nienormalna i niepospolita jak na polowanie na grubego zwierza. Nie ma tajemniczości , która pod wieczór działa na wyobraźnię. Jest zwykłe popołudnie, a dokładnie godzina 13 minut 10. Najważniejsza jest jednak zawartość pola przede mną. To czysty i zdeptany rzepak , który tradycyjnie jest w tym miejscu regularnie konsumowany przez dyżurne chmary jeleni. Wspomniane pole należy do jednych z najbardziej  

„ łownych” - jeżeli w ogóle można tak powiedzieć.

            Siedzę i wyobrażam sobie różne sytuacje związane z możliwymi zakończeniami wypadu w łowisko, we wszystkich wariantach słyszę strzał ; pewnie każdy myśliwy tak po prostu ma i już.

 

            Normalne dźwięki lasu zostały nagle wzbogacone dość sporym hałasem dobiegającym z lasu naprzeciwko. Coś łamało gałęzie i było coraz bliżej. Nie muszę chyba pisać, że w takiej chwili…., że emocje… Odległość od ambony do lasu to dokładnie 260 metrów a hałas tak głośny jakby maszyny wykonywały jakaś zrywkę pod samym nosem.

            Pierwszego byka zobaczyłem dokładnie naprzeciwko, nie miałem nawet czasu na oględziny, bo zaraz po nim  cała chmara wyjechała na pole w takim tempie, że do dzisiaj nie wiem, ile ich tam było.

Byki wyhamowały przed moja amboną i zaczęły spokojnie konsumować rzepaczek.

Nie liczyłem, ile ich było, tylko zacząłem analizować poszczególne poroża i sylwetki. Nie było niestety okazałych i starych sztuk co to „wieńcami szorują po ziemi”, same szóstaczki, ósmaczki  i jeden dzięsiątak.

 

     Sądząc po okolicznościach myślę, że ktoś je chyba wypędził z lasu po przeciwnej stronie asfaltu i postanowiły akurat tutaj przeczekać do wieczora przy okazji konsumując ten wspaniały rzepak, za który zapłaci moje koło czyli i ja. Głupio płoszyć ale i głupio patrzeć na to jak zjadają ci twoje pieniądze. Jako, że te osobniki nie wzbudzały emocji i nie były wyjątkowe lub  szczególne, nie zdecydowałem się na strzał. Pomyślałem, że je po prostu zaraz wypłoszę i przyczynię się do obniżenia kosztów szkód.

            Chciałem wstać, wychylić się przez okienko i z nimi pogadać, żeby sobie poszły, ale do standardowych dźwięków leśnych wzbogaconych odgłosami zrywania i konsumowania rzepaku dołączył ponownie dźwięk zrywki w lesie naprzeciwko.

        To niemożliwe ( bo wiedziałem co to może być ) pomyślałem i odruchowo chwyciłem za lornetkę kierując ja na górkę przede mną. Teraz już wiedziałem, dlaczego cos lub ktoś pogonił mnie zaraz po pracy na polowanie.

            Na górze przede mną w odległości 200 metrów stał wielki byk, za nim powoli wyłaniały się na szczyt inne samce. Przy nim to jednak były samczyki, ten jeden to był prawdziwy samiec.  Długa grzywa falowała jeszcze po galopie, a  z  całego cielska buchała para.

       Lornetka która widziała już niejednego byka sama jakby kierowała się na poroże i wskazywała to co  w tym wszystkim najlepsze. Wieniec myłkusowaty z jedną tyką po prawej stronie, druga tyka, jeżeli można ją tak okreslić posiadała tylko oczniak . Byk nie będzie stał jednak długo , a ja nie wiedziałem tak naprawdę co robić: decyzja podjęta- to ten, byk stoi dokładnie na wprost skierowany w moja stronę, odległość 200 metrów ( mierzona już nieraz dalmierzem z tej ambony) strzał ryzykowny, tym bardziej, że za górką las i nie wiadomo, gdzie pójdzie kula w razie pudła- w lesie widać między niektórymi drzewami białe niebo, strzelać od przodu nie uchodzi, chyba, że się obróci … I znowu z tyłu las z dziurami na niebo…. itd.

            Kilka sekund na decyzję, sztucer jeszcze stoi oparty o ścianę ambony, lornetka nie daje się oderwać od oczu. Pole mam opanowane pod względem odległości do każdego końca z każdego miejsca. Daje to pewną przewagę w podejmowaniu decyzji o strzale. Praktyka mówi jednak, że  nie zawsze można polegać tylko na pomiarze odległości- liczą się tez inne okoliczności .

Jeżeli byk zawróci to momentalnie schowa się za górkę i być może zobaczę go pod samym lasem tj. najmniej 260 metrów od mojej ambony.

             Zaskoczenie przyszło znienacka, kiedy mój ( bo tak o nim już myślałem ) byk razem ze swoimi kompanami ruszył prosto na ambonę, na której siedziałem. Pewnie chciał przywitać się z pierwszą chmarą, która nic sobie nie robiła z czegokolwiek, co działo się na tym polu.

     Do połowy pola upewniłem się, że ten właśnie byk nadaje się do odstrzału i  lewa tyka nie jest złamana mechanicznie. Lornetka wraca na szyję, zaczyna się kiwać na lewo i prawo, byk z resztą swojej chmary minął połowę pola i zaczyna porozumiewać się wzrokowo z przedstawicielami drugiej chmary , ja sięgam po sztucer i zdejmuję szybko osłony z lunety, hałas deptanego rzepaku dodaje emocjom jeszcze większego napięcia.

      Jestem gotowy i czekam kiedy stanie, a stanie na pewno przed lasem, musi stanąć.

Byki dobiegają do chmary, ja wystawiam sztucer przez wąskie i niewygodnie okienko ambony.

Pójdzie, myślę sobie. Co ja tu robię i dlaczego tak nawaliłem ? Może trzeba było usiąść na  zasiadce obok. Ale znowu przekonałem się, że coś lub ktoś miał cel w tym abym pojechał na polowanie o określonej porze i usiadł dokładnie tu gdzie teraz jestem .

             Byki wyhamowały , zaczęły się bratać z kolegami , krótkie przepychanki i wspólny posiłek.

Ja przykładam sztucer do ramienia, patrzę przez lunetę i znajduję moją sztukę. Wiedząc, że teraz mam kilka sekund w zapasie oglądam piękny wieniec ( a właściwie półwieniec) i dużą grzywę, upewniam się co do lewej tyki, nie widzę żadnych śladów złamania.  Odległość do sceny teatralnej to niecałe 70 metrów, na taki teatr bilety wyceniłbym bardzo drogo, szkoda, że nie mam aparatu, komórka robi hałas podczas wykonywania zdjęć- nie ryzykuję. Patrzę najdłużej jak się da , przed moją amboną spokojnie żeruje około 40 byków, jest godzina 1350. Ja trzymam na krzyżu mojego byka, dziwnie spokojny i już bez obawy, że pójdzie. Hałas tworzony przez taką ilość żerującego zwierza praktycznie pod samą amboną jest dosyć duży i maskuje wszystkie moje błędy w postaci szurnięcia nogą po podłodze, czy pisku sprzączki przy pasku.

            Czekam, kiedy byk obróci się bokiem, choć bok będę widział praktycznie z góry, więc będzie to boczny grzbiet. Ambona stoi na wysokim na około 10 metrów wzniesieniu- kolega miał kłopoty, aby ją postawić , użył specjalnego sprzętu, żeby  tam wjechać i zrzucić ambonę z paki.

            Naciskam na spust (nawet nie naciągam przyspiesznika) i uwalniam pocisk. Dwustugrainowy Nosler przeciska się ciasno przez lufę  i przelatuje niespełna 70 metrów. Przy strzelaniu na taką odległość nigdy nie słyszę uderzenia kuli, za mało czasu na lot pocisku.

            Byk zostaje w ogniu i mam wrażenie, że przezornie spisał swój testament wcześniej.

Teraz uchodzi ze mnie powietrze i emocje związane z fazą „ przed strzałem”. Zaczynają się emocje fazy „ po strzale”. Na polu ciągle jeszcze znajdują się pozostałe byki. Przez ponad 30 lat polowania  miałem takie sytuacje, ale żeby aż tak długo nic ich nie ruszało? Zaczynam hałasować , wyciągam komórkę, robię zdjęcia – one nic, dalej konsumują tak jakby w ogóle nie słyszały strzału ani nie widziały swojego kolegi, który już zakończył na zawsze żerowanie. Widać wiedzą, że mam tylko 1 byka na odstrzale i nie zrobię im krzywdy. Musiałem  jak najszybciej zejść z ambony i podejść do swojego byka, wrażeń jeszcze nie koniec. Dopiero, gdy byłem na środku drabiny pozostałe byki raczyły spokojnie się oddalić do lasu z tyłu ambony.

              Podchodzę do zwierza i widzę dokładnie z bliska jego wspaniałą grzywę oraz wieniec.

    Coś lub ktoś tak chciał i połączył nas w ten sposób na tym polu. Mogę powiedzieć że wśród kilkudziesięciu byków pozyskanych podczas moich łowieckich przygód ten jest  moim życiowym bykiem.

       Wieniec w formie myłkusa waży 5,7 kg  i jest to masa praktycznie prawej odnogi. Lewa to tylko oczniak z małym nadlewkiem. Masa tuszy po wypatroszeniu 146 kg, wiek oceniono na 7 lat.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Darz Bór

 

Andrzej Sidoruk

16.02.2016

 

Artykuł opublikowano w 35 numerze biuletynu  " Z  Zielonogórskiej Kniei".

 

 

 

       12. listopada 2013 roku jakiś wewnętrzny sygnał kazał mi zaraz po wyjściu z pracy jechać na polowanie. Czasami myśliwi dostają takie wskazówki i nie wiadomo skąd one się biorą. Znam przypadki , kiedy sen związany z udanym polowaniem spełnił się następnego wieczora lub ożywiona dyskusja w pracy na tematy myśliwskie  zdopingowała niedzielnego strzelca do wyjazdu na polowanie. Było to jego życiowe polowanie zakończone telefonami do kolegów z prośbą o pomoc w załadowaniu dużego zwierza do samochodu.

     Ważna sprawa: trzeba sygnał prawidłowo odczytać i sukces łowiecki murowany. Inaczej mówiąc musimy być w konkretnym miejscu o konkretnym czasie.

Głos wewnętrzny
16 lutego 2016

Powrót

kontakt

2015  Copyright  ©

 Administracja    Andrzej Sidoruk